Sam już nie wiem kiedy w mojej głowie narodził się pomysł na Trabanta, szybko jednak zaczął kiełkować i dorastać. Od razu wiedziałem, że mój Trabant nie będzie jakże klasycznym już Trabantem 601 wyposażonym w dwucylindrowy, dwusuwowy silnik. Zdecydowałem się na model 1,1 posiadający czterocylindrowy, czterosuwowy silnik 1043HZ pochodzący z VW Polo. Szukałem mojego Trabanta na wszystkie możliwe sposoby i jednocześnie tworzyłem projekt, który jeszcze bardziej przekonywał mnie do własnego Trabanta. Tym projektem był trabiCustomizer.com, ale to zupełnie inny temat.
Po dość długich poszukiwaniach znalazłem mój wymarzony egzemplarz. Założenie było proste. Samochód musi być w jak najlepszej kondycji blacharskiej (tak tak... Trabant wbrew powszechnemu przekonaniu, iż jest autem z "plastiku" faktycznie jest blaszanym "szkieletem" pokrytym duroplastem) co nie było tak łatwe w realizacji. Najważniejsze elementy blacharskie auta w wielu egzemplarzach jakie oglądałem wymagały wielu poważnych bardziej lub mniej napraw. W końcu jednak udało się odszukać Trabanta dla mnie dzięki pomocy "trabanciarzy" z Gniezna. Długo się nie zastanawiałem. Rozmowa z ojcem, który cały czas pomagał mi w odnalezieniu najlepszego egzemplarza i decyzja... jedziemy do Gniezna! Jak pomyśleliśmy tak też zrobiliśmy.
Był pamiętny dzień 11 sierpnia 2007 roku. W Gnieźnie czekał na nas John'ek. Zaprowadził nas do właściciela po drodze opowiadając o aucie, które wcześniej już wstępnie oglądał. Był to beżowy sedan rocznik '91. Po dojechaniu na miejsce i zobaczeniu auta byłem już mocno nakręcony... wtedy dostałem kluczyki i odbyłem jazdę próbną. Wsiadłem... małe zdziwienie... przekręcam kluczyk w stacyjce a tu nic. Już miałem powiedzieć, że chyba coś jest nie tak, gdy właściciel pokazuje mi na przycisk w obudowie kolumny kierowniczej mówiąc, że tu jest starter. Egzemplarze, które wcześniej oglądałem takich patentów nie posiadały... w tym ponoć było to od nowości choć nie sądzę. Patent jednak spodobał mi się! Auto odpaliło od razu po dotknięciu przycisku. Ruszyliśmy. Odszukanie każdego biegu nie sprawiało problemu w przeciwieństwie do Trabantów, którymi wcześniej jeździłem. Auto zbierało się ładnie... problem jakiś był w hamulcach jak okazało się później, bo z początku myślałem po prostu, że dwusekcyjny układ hamulcowy Trabanta bez jakiegokolwiek wspomagania, na lepsze hamowanie nie pozwala. Blacharka, która była dla mnie tak ważna po ocenie jaskółki, progów i podłogi została przez nas (ja, ojciec, John'ek) sklasyfikowana jako dobra! Tylny pas posiadał naloty rdzy... przedni też... ale to nie problem.
Transakcja nastąpiła zupełnie bezproblemowo. Cena (o której nie wypada pisać) zadowoliła jak sądzę obie strony. Spisanie umowy nastąpiło szybko, ale jak się okazało to nie był koniec. Sprzedający miał w komórce jeszcze sporo części, które dodał mi w cenie samochodu! Wśród nich zestaw czterech dodatkowych, oryginalnych kół, dwa koła z VW Golfa, zapasowe światła, części mechaniczne... ogólnie karton części.
Trasa do Łodzi nie sprawiła także problemów! Jechaliśmy autostradą... ja pierwszy, a za mną ojciec w Octavii. Jechaliśmy dość długo, ale nie znałem jeszcze tego auta i nie przekraczaliśmy 100 km/h.
Po dotarciu do domu byłem strasznie szczęśliwy i dumny! Następnego dnia jednak wyjeżdżałem na wakacyjny wypoczynek, więc już na samym starcie rozstałem się z autem na dłuższy czas.
Na koniec tego przydługiego posta pierwsze zdjęcia auta.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz